Wielki artysta z małych Olszyn

Śpiewak, gawędziarz, tancerz, artysta o wrażliwej duszy. Bez niego i jego głosu kurpiowski pejzaż jest o wiele uboższy.

Stanisław Sieruta urodził się 19 września 1935 roku w wielodzietnej chłopskiej rodzinie, która od pokoleń związana była z Olszynami. O swojej rodzinnej wsi Stanisław Sieruta pisał tak: „Olszyny jest to wieś znajdująca się w samym sercu Puszczy Zielonej... licząca ponad sto gospodarstw porozrzucanych i kryjących się pomiędzy zaroślami przeważnie karłowatych drzew sosnowych i jałowców... Według mnie to w pięknym miejscu te Olszyny są położone...”. Tutaj przyszedł także na świat jego ojciec. Ubogi był to Kurp. Nie miał swojego gospodarstwa, chodził na zarobek do innych ludzi. Ze swoim bratem Stanisławem pracował w Przasnyszu, dokąd chodzili na piechotę. Pracował u Golonów w Olszynach. Tam poznał swoją przyszłą żonę - Stanisławę, która pięknie śpiewała. Być może Stanisław odziedziczył po matce ten talent?

 

 

Dla rodziców artysty zaczęła się ciężka praca na roli. Stanisław Sieruta wspominał: „Ileż to biedny tata musiał namęczyć się przy zwózce żyta! Sam, bez pomocy, musiał te snopki zarzucać do góry, a następnie sam wchodzić je ułożyć, później zejść, nazrzucać, znowu wejść poukładać i tak w kółko. Do pomocy nie było nikogo. My byliśmy małe, a mama po pierwsze, że nie była w stanie pomagać, a po drugie - musiała się nami opiekować.”

II wojna światowa dotknęła wszystkie rodziny na Kurpiach, także rodzinę Sierutów. Ojciec przez długi czas musiał się ukrywać. Zakończenie wojny pamięta Stanisław Sieruta bardzo dobrze - miał już wtedy 9 lat. Mieszkali u nich w domu przesiedleńcy z Dylewa. Często przychodzili też Niemcy, ale nie było już dla nich miejsca. Na podłodze w całym domu rozścielona była słoma do spania. Kiedy wszyscy położyli się spać, to nie można było przejść. Podczas nalotów i strzelaniny wszyscy chowali się do schronu, który ojciec artysty wykopał wraz z „przymusowymi gośćmi”. Ściany i podłoga wyścielona była słomą i wyłożona deskami. Z wierzchu schron był przysypany piachem.

Hola byśki, hola...

Po wyzwoleniu zaczęła się edukacja Stanisława Sieruty. Na początku uczył się w Olszynach. Tata zrobił mu skrzynkę z desek, w której nosił zeszyty i książki. Był jednym z najlepszych uczniów w klasie. Książek po wojnie nie było i cała szkoła korzystała z książki Stanisława, z której uczyła się jeszcze jego mama.

Po lekcjach wracał do domu, jadł skromny obiad, zabierał swoją skrzynkę i szedł paść krowy. Pasąc krowy, odrabiał lekcje. W szkole w Olszynach skończył piątą klasę. Wyższych klas nie było w rodzinnej wiosce, zaczął chodzić do szkoły w Wydmusach. Zamieszkał u ciotki. Skończył klasę szóstą z wyróżnieniem i znowu nie było wyższych klas. Do klasy siódmej chodził do Wachu, oddalonego o siedem kilometrów od Olszyn. I tak w 1952 roku ukończył Stanisław Sieruta szkołę podstawową. Miał siedemnaście lat. Dla niego skończyła się edukacja. Zaczął pomagać rodzicom w gospodarstwie.

Nie były to lekkie czasy. Rodzina Stanisława Sieruty również to dotkliwie odczuła. Latem chodzili boso, nie mieli często w co się ubrać. Zimą do szkoły artysta chodził w chodakach albo drewnianych korach zrobionych przez ojca. Kiedy było ciepło, chodzili w ubraniach parcianych, zaś zimą w lnianych, utkanych przez mamę. Później zaczęło im się wieść trochę lepiej. O swojej rodzinie w Olszynach nie zapomniał wuj Piotr, który wyjechał do Ameryki. Przysyłał w paczkach ubrania, żywność, czasami dolary.

Rok po ukończeniu szkoły Stanisław Sieruta został powołany do wojska. Nie stawił się. Wyjechał z kolegą do pracy w pegeerze w Ponarzynach za Morągiem. Z pegeeru nie brali do wojska. Tak wspomina te czasy:

Fajna to była miejscowość te Ponarzyny! ( ...) Razu pewnego dano mi taką starą i lichą chabetę do grabienia koniczyny nad samym jeziorem. Teren był pagórkowaty. Szkapina ciągnąć tej grabarki, albo nie chciała, albo nie radziła. Za to umiała kopać. Na samo powitanie kopnęła mnie kopytami, na szczęście niezbyt silnie i niegroźnie ( ...) Mało brakowało, a wepchnęłaby mnie razem z grabarką do jeziora (...) Dniówki w pegeerze wynosiły wtedy najczęściej od szesnastu do dwudziestu dwóch złotych. Po żniwach postanowiłem wrócić stamtąd do domu. Odjeżdżając, pozostawiłem tam po sobie dobrą opinię. Wszyscy mnie tam polubili. Kierownik i ci z biura prosili, ażebym pozostał u nich w biurze w Ponarzynach".

Tęsknota za rodzinną ziemią była jednak większa. Wrócił do Olszyn. Chciał dalej się uczyć. Wysłał podanie do korespondencyjnego liceum w Olsztynie. Został przyjęty, jednak warunki domowe nie pozwoliły na kontynuowanie nauki.

Posed Jonek orać...

I tak, jak rodzice wkraczając w dorosłe życie musieli ciężko pracować, tak samo teraz Stanisław uprawiał rolę i szukał dodatkowych źródeł zarobku. Jeździł na zarobek, aż za Przasnysz: na pielenie buraków, żniwa, kopanie ziemniaków. Aby dojechać do Przasnysza musiał pieszo dojść z Olszyn do Baranowa. Szukając pracy trafił do Państwowego Zakładu Torfowego w Karasce. Jak wspomina, była to ciężka i brudna robota, ale dzięki niej kupił sobie pierwszy rower. Jeździł nim z kolegami do Kadzidła do kościoła. W Karasce powstał w tym czasie przyzakładowy zespół folklorystyczny. Po pracy zbierali się wszyscy i ćwiczyli pieśni i tańce kurpiowskie. Przygrywał im na harmonii pedałowej, albo na skrzypcach Władysław Suchecki z Zawad. Po raz pierwszy zespół wystąpił w Białymstoku. Wszyscy byli bardzo zadowoleni. Później pojechali do Warszawy, podziwiali odbudowującą się stolicę.

Po pewnym czasie Sieruta rozstał się z zakładem i zespołem. Zaczął działać w swojej wsi. Pod koniec lat 60. w Olszynach powstało koło Związku Młodzieży Wiejskiej, której przewodniczącym został śpiewak. Młodzież przygotowywała sztuki teatralne i przedstawienia, które później oglądali dorośli i dzieci. Popularne były także organizowane przez nich wieczorki taneczne. W 1968 roku powstał w Olszynach klub. Życie kulturalne przeniosło się ze szkoły do klubu. Stanisław Sieruta długie dni i noce spędził na przygotowywaniu kurpiowskich dekoracji. Rok później powstał Regionalny Zespół Pieśni i Tańca „Olszyny”. Zespół występował m.in. w 1972 roku podczas wizyty biskupa Mikołaja Sasinowskiego w Olszynach, a kilka dni później tańczył i śpiewał w Kadzidle przed kardynałem Stefanem Wyszyńskim, prymasem Polski. Na prośbę księdza Tworkowskiego Stanisław Sieruta powiedział wówczas gadkę „Teosiów pacierz”, którą napisał sam ks. Tworkowski. Na początku lat 70. zespół podbijał coraz szerszą publiczność. Śpiewał i tańczył na festiwalach i przeglądach m.in. w Warszawie i Płocku. W 1975 roku „Olszyny” wraz z zespołami z Wykrotu i Kadzidła występowały w Belgii z „Weselem kurpiowskim” na Europejskim Festiwalu Folklorystycznym.

W tym samym roku Stanisław Sieruta z zespołem był na pielgrzymce w Częstochowie. Tam przyjął go ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, który poprosił, aby zaśpiewał kurpiowską piosenkę. Stanisław długo się nie zastanawiał i zaśpiewał „Cemuś smutny młody Kurpsiu”. Kardynałowi pieśń się spodobała. Podziękował i uścisnął śpiewakowi rękę. Kurp nawet nie pomyślał, że ściska rękę przyszłego papieża.

Mimo tych sukcesów z zespołu zaczęli odchodzić kolejni tancerze i śpiewacy. Zespół rozpadł się. W dwa lata później w 1977 roku Stanisław Sieruta założył rodzinę. Wraz z żoną Marianną doczekali się dwóch córek: Anny i Jolanty.

Cemuś smutny młody Kurpsiu...

Stanisław Sieruta śpiewał od najmłodszych lat. Latem pasąc krowy, przysłuchiwał się odgłosom natury, które nastrajały go do śpiewania. Nie tylko na dźwięki zwracał uwagę. Jak każdy artysta, Stanisław Sieruta był wrażliwy na piękno w każdej postaci: w krajobrazie, uroczystości, ludziach. Stąd wzięła się jego pasja do malarstwa. Rysował i malował kurpiowskie pejzaże, zabytki, stroje ludowe. Część z jego prac została wyróżniona na wystawach ogólnopolskich, część kupiły muzea. Artysta brał udział w plenerach malarskich, wstąpił do Klubu Młodych Plastyków Amatorów.

Od początku najlepiej wychodziły mu występy solowe. Mocny głos, którym wszystkich urzekał, trudno podporządkować większej grupie. W jego śpiewie zachowały się wszystkie cechy wyróżniające styl kurpiowskich pieśni. Stanisław Sieruta był zdobywcą wielu znaczących nagród i wyróżnień. Był m.in. laureatem Nagrody im. Oskara Kolberga. Z jego udziałem powstało pięć filmów dokumentalnych o kulturze i sztuce kurpiowskiej. Nie słyszałam dotychczas piękniejszego wykonania piosenki „Hola byśki, hola” czy „Cemuś smutny młody Kurpsiu”. I to nie ze względu na muzyczne doznania, ale emocje, które ten wrażliwy artysta przekazywał w każdej śpiewanej przez siebie pieśni.

Związek Kurpiów wydał płytę z pieśniami kurpiowskimi śpiewanymi przez Stanisława Sierutę. Henryk Gadomski, który czuwał nad płytą pod względem etnomuzykologicznym napisał: „Mamy nadzieję, że niniejsze nagranie pieśni w tradycyjnym wykonaniu Stanisława Sieruty nie tylko dostarczy artystycznych wzruszeń, ale będzie źródłem poznania tradycyjnego śpiewu kurpiowskiego i przyczyni się do jego zachowania”.

Ten znakomity śpiewak przez długie, długie lata cieszył i wzruszał nas swoim śpiewem i opowiadaniami. Przemierzał rowerem Kurpie i wspominał dawne dzieje. Z charakterystyczną dla siebie wrażliwością, a czasami, aż nieśmiałością szanował kulturę, tradycję, wartości, religię i kobiety.

Stanisław Sieruta zmarł w 2016 roku.

 

Iwona Choroszewska-Zyśk

Od red.: Cytowane wspomnienia Stanisława Sieruty pochodzą z: Losy Kurpiów - sukcesy i porażki, Ostrołęka 2000.


Drukuj